niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 5

Siedziałam objęta ramionami na jakimś zimnym i wilgotnym pniu, który upadł dawno temu podczas jednej z najgorszych burz.
Nie wiem co tu robiłam, trzęsłam się i płakałam, dlaczego zaprowadziło mnie tutaj? Gdy znalazłam się w nim nie czułam się tu bezpiecznie. Robiło się ciemno, a przy tym chłodniej.
Gdzieś dalej pękła gałązka, ale było mi już tak zimno, że nawet się tym nie przejęłam.
Nawet nie zauważyłam, że po kilku minutach leżałam na ziemi. Słyszałam kroki, cicho opadające na wilgotny piach. Zacisnęłam powieki i przegryzłam wargę. Ktoś położył mi rękę na ramieniu.
- Hej, obudź się! - potrząsał moim ramieniem.
Nie dałam rady nic odpowiedzieć. Wszystko mnie bolało, i na dodatek porządnie zmarzłam. Czy miałam umrzeć tutaj? W lesie? No, nie tak wyobrażałam sobie moją śmierć. Ale nic nie wydaje się takie jak powinno.
Ktoś ciągle szarpał mnie za ramię, co naprawdę mnie zdenerwowało.
-Ej, mała, wstań - był już zniecierpliwiony.
Po chwili, zorientowałam się, że już nie leżę, podniósł mnie, i niósł na rękach.
- Zostaw mnie - powiedziałam zachrypniętym głosem. Nie wiem nawet czy mnie usłyszał.
- Tak, i pozwolić Ci umrzeć, co? W ogóle, co Ty tu robisz? Nie powinnaś być już w domu?
Nie chciało mi się odpowiadać, bo i tak byłam już zbyt śpiąca i zmęczona. Zamknęłam oczy, nie dopuszczając do siebie myśli.

                                                                            ***
Ocknęłam się. Byłam w moim pokoju, wstałam i rozejrzałam się.
Gdzie podział się ten chłopak? Co się z nim stało? Chcę mu podziękować, tylko, że nie wiem jak on się nazywa. To będzie problem.
Miałam na sobie wczorajsze ubrania, więc rozebrałam się i poszłam pod prysznic. On zawsze mnie relaksował, te ciepło na mojej skórze. Wychodząc z niego, ubrałam się w szorty obre, i białą bluzkę na ramiączka. Zeszłam na dół powoli do kuchni. Mama siedziała, przy stole z kubkiem kawy w ręce. Wyglądała na starszą, niż powinna. Jej wzrok mówił wszystko. Mieszał się z gniewem i strachem. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Może się powitasz? - Chrypnęła , pokazując wzrokiem na chłopaka który stał przy blacie w kuchni, dopiero teraz do zobaczyłam. Zmiękły mi kolana, on był piękny.
Blond włosy z grzywką, i zielone oczy. Uśmiechnął się do mnie, pokazując białe, równe zęby. Zauważyłam, także dołeczki w jego policzkach.
- Cześć, jestem Daniel, to ja Cię wczoraj znalazłem. - Wyciągnął swoją rękę do mnie.
Uścisnęłam ją.
-Uhm, hej, jestem Natasza..

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 4

Jadłam właśnie obiad. Chodź '' jadłam '' to chyba niezbyt dobre stwierdzenie, raczej ciapciałam w nim. Ciągle myślałam o tamtym zajściu. Próbowałam wyciągnąć coś od Denisa, ale on milczał. Na siłę raczej też nic nie wyciągnę. Pozostało mi tylko czekać.
- Natasza - powiedziała do mnie mama, położyła mi rękę na ramieniu.
- Słucham? - popatrzyłam na nią.
- Wiesz, że jak nie będziesz jeść możesz popaść w anoreksję?
- Boże, mamo - westchnęłam. - Jeden posiłek mi nic nie zrobi. - warknęłam i wstałam szybko, nawet nie sprzątając po sobie. Pobiegłam do korytarza, i wzięłam swoje klapki w rękę. Wybiegłam z domu, nie zwracając uwagi na wrzaski mojej mamy. Sama sobie była winna, nie było trzeba zaczynać.
Szłam powoli, zrezygnowana. Dlaczego rodzice zawsze muszą być tak upierdliwi? Nie mogą dać sobie spokoju? Boże, to moje życie i będę sobie robić z nim co chcę.
Skręcając za róg zobaczyłam Denisa, chcąc, żeby mnie nie zauważył, szybko się cofnęłam. Wystawiłam głowę, żeby podsłuchać rozmowę. Może to nie fair, ale mam to gdzieś.
Denis stał z jakimś chłopakiem. Wytężając wzrok zauważyłam, że to Charlie, znajomy ze szkoły. Nie znałam go zbyt dobrze, ale widywałam go często na korytarzu. Rok temu zarywał do Rose. Co było śmieszne, bo ona całkowicie go olewała, ale on się nie poddawał.
Denis i Charlie jarali szlugi. Zdziwiłam się trochę, bo Denis wygląda na takiego z tych '' dobrych '' dzieci z '' dobrego '' domu. Zastanowiłam się, czy jego rodzice wiedzą.
- Mówię Ci, jak nic na mnie leci. - To był on.
- Jasne, wiesz, że Nat, jest jedną z najtrudniejszych do zdobycia lasek? - Usłyszałam Charliego.
A więc mówili o mnie. On chciał mnie tylko zaliczyć. W każdym bądź razie, nie uda mu się. Na pewno nie teraz. Westchnęłam zrezygnowana. Chłopacy.
Postanowiłam przejść obok nich, jakby nigdy nic, żeby mnie nie nakryli. Rozejrzałam się spokojnie i wyszłam. Przez chwilę nie widzieli mnie.
- O, hej Nataszko - Podszedł do mnie Denis.
O mój boże. Dopiero teraz zobaczyłam, że jest upity na całego. W końcu sobota. Ale po południu?
- Hej - warknęłam.
- Nie tak ostro - uniósł obydwie ręce w górę.
- Idź się wyspać. - Spojrzałam na niego.
Popatrzył na mnie jak na idiotkę.
- Nie przesadzaj. - Objął mnie jedną ręką w talii.
- Spadaj! - Odepchnęłam go. Czułam jak mój gniew rośnie.
Nagle odskoczył ode mnie.
- Boże Twoje oczy.. - patrzył na mnie zaszokowany.
Nie rozumiałam o co mu chodzi, pewnie chyba za mocno się upił. Westchnęłam. Sięgnęłam po telefon, i dopiero w jego odbiciu zauważyłam o co chodzi. Moje oczy nie miały źrenic, niczego. Były całe czarne.
Zamknęłam je.
-Denis coś Ci się wydaje, masz zwidy. - Warknęłam i pobiegłam szybko, w stronę lasu, który rósł niedaleko. Zawsze bałam się tam chodzić. Ale teraz czułam się tam bezpiecznie.
Co się ze mną dzieje?

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 3

Poczułam jak się czerwienię, szybko spuściłam głowę, żeby nie zobaczył moich rumieńców.
- Jestem Natasza - mruknęłam i patrzyłam się na zeszyt przede mną.
- Bardzo ładne imię.
Spojrzałam na niego, patrzył się na mnie uporczywie.
- Dziękuje.
Ciągle nie odwracał wzroku, czułam się dziwnie. Od zawsze miałam problem z nawiązywaniem kontaktów tym bardziej z chłopakami. Zawsze czerwieniłam się, kiedy ktoś obcy się do mnie odezwał. Nie wiem skąd się to u mnie wzięło.
Denis przez całą lekcję już się do mnie nie odezwał, kiedy zadzwonił dzwonek spakowałam się szybko i szybkim krokiem wyszłam na korytarz. Od razu zauważyłam John'a opartego o parapet.
- Cześć Nat ! - uśmiechnął się do mnie promiennie i wziął mnie za rękę. U nas taki gest jak trzymanie się za rękę nie miał znaczenia przynajmniej dla niego, dla mnie był ważny. Niestety, on nie wiedział o moich uczuciach.
- No hej. Jest długa przerwa, idziemy na podwórko? Ciepło jest dzisiaj nawet. Biorąc pod uwagę, jaki jest miesiąc. - uśmiechnęłam się.
- Okej.
Zaczęliśmy zbiegać po schodach, zawsze się tak ścigamy. Pamiętam jak kiedyś Josh biegł tak szybko, że nawet nie zauważył nauczycielki która szła z kawą. Wleciał na nią i dostał niezły ochrzan. A przez resztę dnia musiał chodzić w zalanej bluzce. I pomyśleć, że było to pół roku temu.
Na podwórku zdjęłam bluzę i zawiązałam ją sobie wokół bioder. Josh i ja szliśmy do jego domu. Na każdej przerwie tak robimy.
Jego dom był podobny do mojego duży, jasny i drogi. Z tyłu miał jeszcze basen, w którym kąpaliśmy się każdego lata, od kiedy byliśmy dziećmi. Pamiętam jak każde wakacje spędzałam u niego. Spaliśmy w namiocie, bawiliśmy się, nie martwiliśmy się co będzie, żyliśmy teraźniejszością.
Weszliśmy do jego domu, zaprowadził mnie do salonu.
- Widzę, że się już rozgościłaś. - Spojrzał pobłażliwie.
Chodziło mu o to, że położyłam się na kanapie.
- Uhm .. - jęknęłam. - Położyć się nawet nie można? - Spojrzałam na niego spode łba.
Wzruszył ramionami. Zauważyłam, że coś go trapi. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Nat.. Słuchaj .. Tylko się nie denerwuj.
- No, dajesz. - Powiedziałam niepewnie.
- Czy ten Denis .. no wiesz.. podoba Ci się?
- Nie - zaprzeczyłam. - Skąd te myśli? Co zazdrosny jesteś?
- Chyba na głowę upadłaś! - walnął mnie poduszką. - Po prostu .. dziwny jest.
- Uuu... John jest zazdrosny! - krzyknęłam i zanim się obejrzałam, już mnie zwalił na ziemię.
- Ej, no żartowałam!
- Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać. - Uśmiechnął się szyderczo.
-Chodź już, bo się spóźnimy.
Zabraliśmy niechętnie nasze torby i znowu szliśmy do szkoły. Nagle przez moje ciało przeszedł dreszcz, aż się zgiełam w pół.
- Nat?! - John krzyknął zaniepokojony.
- Uhm.. już mi nic nie jest. - podniosłam się niepewnie, nie wiedząc, czy znowu ten ból wróci.
- Co to było?
- Nie wiem właśnie.
Ale John nie patrzył się na mnie z przestrachem, on patrzył na mnie jakby coś wiedział.

środa, 29 maja 2013

Rodział 2.

Usłyszałam ten nieprzyjemny brzęk budzika. Jęknęłam zrezygnowana. Szkoła!
Przez chwilę rozważałam, nie pójście do szkoły, ale postanowiłam, że to byłoby głupie, bo to pierwszy dzień. Zwaliłam się z łóżka i zmierzwiłam sobie włosy. Nigdy nie zaprzątałam sobie głowy takimi rzeczami jak fryzura. Czasami nawet szłam do szkoły nieuczesane. Same mi się układały.
Kiedy się ubrałam zeszłam na dół. Mama i ojciec w pracy. Usiadłam na krześle i rozejrzałam się smutno po kuchni. Moja mama uwielbiała robić remonty, dlatego nasz dom wyglądał jak willa za kilka milionów. Zaśmiałam się do siebie. Kto wie, może była tyle warta? Moi rodzice byli prawnikami. Wstałam i podeszłam do blatu. Nie chciało mi się jeść. Właściwie to nigdy nie jem śniadania. Przez to nieźle schudłam przez te dwa lata. Nie moja wina, po prostu nie jestem głodna.
Wbiegłam na górę po moją torbę z książkami, kiedy zarzuciłam ją sobie na ramię, o mało się nie przewróciłam. Czy w tej cholernej szkole nie może być tych szafek na książki?! Byłam zła. Zabrałam szybko swój telefon z biurka i wyszłam da podwórko zamykając na klucz za sobą drzwi.
Jak zwykle idąc do szkoły słuchałam sobie piosenki. Ostatnio zaczęłam lubić rap. Nie wiem czy to sama z siebie czy przez towarzystwo. Ale słucham też popu, żeby nie było. 
W szkole zostałam mile przywitana przez moją przyjaciółkę. Musnęła mnie w dwa policzki przelotnie.
-No cześć! Co u Ciebie? Jak minęła Ci noc? Wyglądasz za zaspaną.
-Niezbyt dobrze, źle spałam. - Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo jestem zmęczona.
-Hym .. zacznij lepiej spać! - przewróciłam oczami. Tak, to był tekst na miano Rose. - Ale słuchaj jest super nowina! - Wręcz krzyczała mi do ucha.
- No jaka? - Powiedziałam niezbyt chętnie. Szczerze, nie chciało za bardzo o tym '' czymś '' słuchać.
- W naszej klasie jest nowy chłopak! I to jaki ładny! - Zobaczyłam błysk w jej oczach.  I wiedziałam, co on dokładnie oznacza.
- Jeny! Ty go nawet nie znasz! 
-No to poznam -warknęła.
-Dobra, spotkamy się na lekcjach, cześć. - powiedziałam chłodno i odeszłam szybko. Czułam jej spojrzenie na swoich plecach. Myślałam, tylko o tym, by się nie odwrócić. Lubiłam Rose, ale na serio mnie czasem porządnie wkurzała! Jak można być tak płytkim?
Po szkolnym korytarzu zabrzęczał dzwonek. Uczniowie, zaczęli się ze sobą żegnać i kończyć opowiadania ze swoich wakacji. Szli mozolnie do klas. Niestety, ja byłam jedną z tych osób. Tylko, że ja z nikim nie rozmawiałam, po prostu nie chciało mi się słuchać o tym wszystkim. Ja spędziałam swoje wakacje normalnie. Bez szaleństw.
Moją pierwszą lekcją był angielski którego nienawidziłam. Dlaczego ludzie nie moga mówić w jednym języku?! Nie było by tych niepotrzebnych lekcji, każdy by się dogadał. Ale jest jak jest. Powlokłam się na swoje miejsce. Właściwie, wszystkie miejsca w klasie były zajęte z wyjątkiem mojego, bo w tym roku moja sąsiadka popełniła samobójstwo. Nikt nie wie dlaczego. Ale podobno, brała narkotyki. Jak ludzie moga być tak głupi?
I w tej chwili do naszej klasy wszedł chłopak. Raczej to o nim mówiła Rose. Był boski. 
-Usiądź obok Nataszy - powiedział nauczyciel.
Chłopak popatrzył w moją stronę i uśmiechnął się delikatnie. Kiedy usiadł obok mnie powiedział:
-Cześć, jestem Denis, A ty?

poniedziałek, 13 maja 2013

Rodział 1.

 Wychodziłam właśnie ze szkoły. Wreszcie trzecia gimnazjum, pomyślałam. Byłam zadowolona ponieważ, mogłam wrócić do szkoły. Wbrew pozorom brakowało mi tej szkoły. Nauczycieli, karcących mnie i przyjaciółkę za gadanie na lekcji. Brakowało mi wszystkiego. W szkole zapominałam o życiu codziennym. Czułam się tam jakbym zatrzymała się w czasie. Nigdy nie zwracałam uwagi na szczegóły. Bo i po co? Żyję się chwilą, prawda?
 Niestety, powrót do szkoły miał swoje minusy. Nie mogłam już cieszyć się tym ciepłem. Uśmiechnęłam się
smutno na same wspomniania z wakacji. Kto wtedy myśli o ocenach? Nigdy nie wiedziałam co chce robić w przyszłości. Dla mnie to nie jest takie ważne teraz.
- Hej Natasza! - usłyszałam moją najlepszą przyjaciółkę Rose. - I jak Ci minęły wakacje?! - wrzeszczała zadowolona. No tak cała ona.
Uśmiechnęłam się pogodnie.
-Dobrze, a Tobie?
 Nie wiem po co się pytam, przecież to Rose. Chodząca piękność. Poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego ja nie mogę mieć takiego życia?
Rose była wysoką blondynką z niebieskimi oczami. Zgrabne nogi i na dodatek bogata.
Ja byłam wysoka, miałam brązowe włosy i niebieskie oczy. Wiele osób powtarzało mi, że jestem ładna, ale jakoś nie chciałam w to wierzyć. Może to moja niska samoocena?..
- O mój boże! Minęły mi super. Byłam na Florydzie. Super tam jest. - No tak. Czego się spodziewałam?- I poznałam tam super dupeczkę. Rozumiesz? - uśmiechnęła się i puściła do mnie oczko. - Jednorazowa przygoda.
- Hym, to dobrze. Sorka trochę mi się śmieszy. Cześć. - Odeszłam szybko, nie oglądając się za siebie. Nie chciałam słuchać, jak moja przyjaciółka się chwali. Lubię ją, ale mnie czasami denerwuje. Nawet nie wiem, jak zaczęłyśmy się przyjaźnić. Zastanowiłam się chwilę.
Nic. Nie pamiętam. Westchnęłam zrezygnowana i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Było ciepło.
Do domu doszłam w dziesięć minut. Chodź od domu do szkoły mam zaledwie dwie minuty.
- Cześć mamo! - krzyknęłam, zdjęłam buty i pobiegłam na górę do siebie. Zamknęłam powoli za sobą drzwi. Przy moich nogach zaczęła łasić się Rocky - mój husky. Miała  4 miesiące.
Pogłaskałam ją leniwie po pyszczku.
-Hej mała. - Lizała mi dłonie.
Wstałam i wywaliłam się na łóżko. Było jeszcze wcześnie, zaledwie 16:00. Jęknęłam. Usiadłam niezgrabnie i zaczęłam przeczesywać sobie włosy ręką. Co tu zrobić?
- Natasza! Ktoś do Ciebie! - usłyszałam głos mamy.
Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. To pewnie Rose.
-Daj mi spokój jestem zmęczona. - Westchnęłam nawet nie patrząc w stronę drzwi.
- Tak witasz przyjaciół? - Odezwał się John.
- John! Co Ty tu robisz?! - wrzasnęłam zszokowana i podbiegłam do niego. Przytuliliśmy się do siebie.
-Co ja tu mogę robić? - Zaśmiał się. - Mieszkam w domu obok i wróciłem z wakacji.
Poczułam, że się czerwienię. Taka gafa.
- No tak. - Oderwałam się od niego. - Wejdziesz?
-Nie, ja tylko na chwilę wpadłem. może jutro? Po lekcjach co Ty na to? - uśmiechnął się do mnie, odwróciłam wzrok.
-Okej niech będzie.
Wystarczyło czekać do jutra. Aż jutra.